Poezja jest jak sałatka śledziowa.
- Autor: MD |
- |
- Odsłon: 299

Poezja jest jak sałatka śledziowa. Nie trzeba lubić, ale trzeba spróbować i mieć swoją opinię.
Postanowiłam napisać o poezji. Tekst powstawał w bólach, nie dlatego, że to dla mnie trudny temat, ale dlatego, że nie wiedziałam od czego zacząć i jak to powiązać z Bieczem. Jak wiadomo los lubi prostować drogi i w któryś tam czwartek wyprostował moją drogę do pierwszego akapitu. Otrzymałam książkę. Za symboliczne dziękuję. Jaką książkę można dziś dostać za darmo? Poezję oczywiście. Najczęściej tego typu literatura sprzedają się podobnie jak klikalność tekstu, który teraz czytasz. Jednak klikalność to nic, w porównaniu z krzywdą jaką sami sobie gotujemy nie czytając wierszy, nie kupując tomików, nie wspierając mądrych ludzi słowa. Tomik poezji, który otrzymałam, otworzyłam na losowej stronie (zawsze tak robię z nową książką, żeby zobaczyć jak wspomniany “los” chce mnie zasymilować z poetą). Przeczytałam następujący tekst:
Tu mój wdzięczny syn leży, wstrzymaj gościu kroku,
We dwudziestu i we dwu z świata wzięty roku;
Ociec żyw piącdziesiąct, jeśli zwać żywotem
Żal serdeczny i krwawym łzy mieszane potem.
Więc że więcej przykłady niż nauki mogą,
Niech ci będzie żal mój serdeczną przestrogą,
Że nic nie masz w tym świata szerokiego gmachu,
W czym byś się krom bojaźni kochał i krom strachu,
I czego byś nie miał przez śmierć niemiłosierną
Lada kiedy rzewnych łez omywać cysterną.
[Wacław Potocki]
Wacław Potocki. Zwany Wacławem z Potoka. Urodzony w Łużnej, zmarł w Łużnej, pochowany w Bieczu. Znany ze swej literackiej płodności. Znany też z tragedii jakie go spotkały- straty żony i dwóch synów. I o czym tu innym pisać jeśli umiera dziecko? Jak żyć gdy umiera dziecko, jeśli nie poezją i pisaniem. Terapia piórem?
Jakiś czas temu przeczytałam o poezji w wydaniu Pana Mariusza Szczygła, a Pan Mariusz pisze tak “Jeśli wiersz nie działa na system nerwowy czytelnika, jest wierszem jałowym.” Polecam tekst Pana Mariusza, bo mówi o kwintesencji poezji i w ogóle, jak dla mnie, o sednie sztuki (Link na końcu tekstu). Zamiast słowa wiersz mogłabym umieścić utwór muzyczny, literacki, obraz czy grafikę.
Lubię ten stan, dreszczy na przedramieniu, słysząc Whole Lotta Love, albo z naszego podwórka, Obywatela GC. Lubię od czasu do czasu zalać się łzami czytając miłosne wiersze Osieckiej i Przybory, lubię zachwycić się nową grafiką Hardzieja. To takie głaskanie siebie po głowie, błogi stan, trochę jak na haju. Z drugiej jednak strony, wiersz czy utwór może uratować życie. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo znam przypadki, w których muzyka Możdżera zadziałała jak antydepresanty.
Myślę, że człowiek może dorosnąć tylko na styku ze sztuką. Nie mówię tu o dorastaniu w okresie nastoletnim, ale oczywiście o dojrzewaniu do tego stanu, w którym można powiedzieć, że zaczęła się droga świadomego poznania siebie i świata. Także świadomość, że ta droga nigdy się nie kończy, a jedynie urywa jak ślepa uliczka, gdy życie dobiega końca. Czytając, słuchając, obserwując, okazuje się, że ktoś już kiedyś przeżył te emocje które nami targają, co więcej, na tyle trafnie je przedstawił, że taka muzyka czy wiersz staje się nasz na zawsze.
Mam też kategorię poezji, która odczuwam podskórnie. Nie myślę o interpretacji, tylko daję się ponieść. Białoszewski przykładowo, swoim zlepkiem słów sprawia, że chciałabym być w miejscu i o czasie pisania tych zlepków. Miron raz mnie zaskoczył, gdy się urodził w tym dniu co ja. Teraz tym, że wraz z moją przeprowadzką do Biecza m, wyskoczył jak z kapelusza ze “Średniowiecznym gobelinem o Bieczu” (którego wcześniej nie znałam). Łazi za mną ten Miron i pyta siebie gdzie są jego granice, a ja domniemam, że pyta każdego z nas. Jak terapeuta, pacjenta na kozetce.
Muszę przyznać że kręci mnie intrygująco zestawione słowo. Tak, że w zlepku nabiera nowego znaczenia. Zazdroszczę wtedy, że nie ja na to wpadłam i z żalem oddaję uznanie poecie. “Uczę milczenia we wszystkich językach” pisze Szymborska, a ja leżę na łopatkach. Tak! Milczenia trzeba się nauczyć mimo że każdym języku brzmi tak samo. Jednak jest wyrazem nie zdolności lingwistycznych, ale pięknej duszy i zrozumienia dla drugiego człowieka. Szymborska jako poetka to nauczyciel wrażliwości, mentorka empatii. Rozkłada mnie tak na łopatki Osiecka, Miłosz, Stachura, Wojaczek, Hłasko, Twardowski i inni. Porusza mnie też poezja współczesna. Poniżej zamieszczam wiersz o bliskości. Nic dodać nic ująć.
A gdybym był metką
Od twojej koszuli
To nigdy bym cię
Nie uwierał
Tylko się tulił.
Leżałbym grzecznie
Gdzieś przy twojej skórze
I czułbym cię mocniej niż teraz…
Miałbym cię dłużej.
[Michał Matejczuk]
Pan Szczygieł swój tekst kończy przekornie. Odpowiada sobie na pytanie, czemu nie jest poetą, a nie jest nim bo przecież wie po co i dlaczego żyje. Innymi słowy poznał wartość swojego życia, czego owi poeci nieustannie szukają. Tak, Panie Mariuszu, bo “kogo nie boli ten nie pisze wierszy”, jak to pisał Rybowicz. Co nie znaczy że wszyscy których boli, muszą je pisać. Zdarza się jednak że to dobra autoterapia. Szukając metafory czy alegorii swoich bolączek nagle odkrywamy dystans i inne spojrzenie. Trochę tak, jakby specjalista na terapii behawioralnej właściwie sformułował pytanie i nakierował nas na odpowiedź. Tylko że w poezji sami jesteśmy specjalistami od prawidłowo zadawanych pytań.
Wiersze są potrzebne przede wszystkim tym, którzy je piszą.
A jeśli ktoś je czyta, to wtedy jest się cudownie zaskoczonym i tyle.
[Siwczyk]
Oj prawda, Panie Poeto Siwczyk, a że czytanie poezji mało modne, tym zaskoczenie większe.
Może na zachętę kącik poetycki w Naszym Bieckim?
Obiecany link: